Discussion:
Tlumaczenia ksiazek na angielski. Brak. Dlaczego?
(Wiadomość utworzona zbyt dawno temu. Odpowiedź niemożliwa.)
Piotr Konieczny
2005-03-06 20:26:27 UTC
Permalink
Wiadomosc wyslana na pl.rec.fantastyka.sf-f i pl.sci.ekonomiczne.
----

Zastanawia mnie od dluzszego czasu nastepujace zagadnienie:
* dlaczego tak niewielu nie-agnielskich autorow jest tlumaczonych na
angielski i tam wydawanych? Z moich obesrwacji wynika, ze to samo
spotyka nie tylko autorow polskich (Lem tu wyjatkiem), ale takze
japonskich, rosyjskich, francuskich, niemickich, hiszpanskich (bede
wdzieczny za kontrprzyklady).

Z ekonomicznego punkty widzenia wydaje sie to przedziwne.

Fakt 1. Rynek angielskojezyczny jest najwiekszym rynkiem zbytu.
Zalozenie 1 - moze bledne? Liczba pisarzy, publikacji, konsumpcji
ksiazek sf/f jest mniej wiecej rowna na swiecie (mniej wiecej, nie chce
tu wywolywac dyskusji ile (nie)czytaja Polacy, ale zaprzeczenie temu
zalozeniu w tej dyskusji moze prowadzic tylko do wniosku, ze Polska jest
doskonalym rynkiem zbytu na ksiazki i dlatego nie ma sensu tlumaczyc
naszych pozycji na 'gorsze' rynki zbytu :>).

Zalozenie 2 wynikajace z Z1: popyt na rynku danego jezyka jest
bezposrednio zalezny od ilosci osob poslugujacych sie tym rynkiem

Wniosek 1: Wydanie ksiazki w j.angielskim jest o wiele bardziej
oplacalne niz w j.polskim

Wniosek 2: Nie tylko nie angielskie bestsellery, ale prawie kazda
'przecietna' nie angielska ksiazka i opowiadanie powinny byc oplacalne
do tlumaczenia.

Problem: Jesli oplaca sie sie tlumaczyc pozycje z rynku glownego (ang.)
i wydawac na znacznie mniejszym rynku (np. u nas), to dlaczego nie
oplaca sie tlumaczyc w drugim kierunku i tam wydawac? Dlaczego od lat -
dekad! - popularni u nas Sapkowski, Dukaj i inni nie sa tlumaczeni na
angielski - nie wydano nawet jednej ich ksiazki...

Odpowiedzi z ktorymi spotkalem sie do tej pory i kontrargumenty:
* spisek wydawcow zachodnich - idiotyzm ekonomiczny. W warunkach
konkurencji kapitalistycznej nowy pisarz = nowy produkt = szansa na
wiekszy zysk. A jesli to pisarz sprawdzony na jakims rynky, powinien byc
rozchwytywany przez zachodnie wydawnictwa.
* koszty tlumaczenia - jesli oplaca sie tlumaczyc na j.polski, tym
bardziej oplaca sie tlumaczyc na j.angielski, gdzie efekty skali
(wiekszy rynek zbytu) jeszcze bardziej zmarginalizuja koszty wadania ksiazki
* nieznane nazwisko - kolejny idiotyzm. Wszyscy debiutanci sa nieznani
na poczatku, a jednak debiutuja w koncu.
* jakosc literatury - bez komentarza.
* dyskusje na temat uwarunkowan kulturowych/narodowych w litraturze - to
raczej zabawa dla mainstreamu. Fantasty to fantasy, sf to sf, jezyk nie
ma znaczenia.

Kilka uwag na zakonczenie:
* czesc osob posluguje sie poza nie-angielskim jezykiem macierzystym
takze jezykiem angielskim i czyta ksiazki w orginale, tym bardziej
czyniac tlumaczenia z angielskiego na j. inny mniej oplacalne; natomiat
danym jezykiem nie-angielskim posluguje sie znacznie mniejszy odstek
osob z j.macierzystym angielskim
* Sapkowskiego przeltumaczono na rosyjski, francuski, niemiecki,
hiszpanski, czeski, litewski i slowacki...ale nie na angielski
--
Prokonsul Piotrus aka Piotr Konieczny

"Words are, of course, the most powerful drug used by mankind."
- Rudyard Kipling
Jan Rudziński
2005-03-06 20:34:19 UTC
Permalink
Cześć wszystkim
Post by Piotr Konieczny
Fakt 1. Rynek angielskojezyczny jest najwiekszym rynkiem zbytu.
Zgoda. Ale największy segment tego rynku to USA, gdzie książki i filmy
obojęzyczne są przegrane na starcie i odbierane tylko w niszach.

Chociaż Japończycy mają w USA swoją stałą klientelę, inni raczej nie.


[...]
Post by Piotr Konieczny
* nieznane nazwisko - kolejny idiotyzm. Wszyscy debiutanci sa nieznani
na poczatku, a jednak debiutuja w koncu.
Ale autor obcojęzyczny ma podwójny garb - debiutant i jeszcze obcy.
--
Pozdrowienia
Janek http://www.astercity.net/~janekr
Niech mnie diabli porwą!
Niech diabli porwą? To się da zrobić...
Piotr Konieczny
2005-03-06 21:19:42 UTC
Permalink
Post by Jan Rudziński
Zgoda. Ale największy segment tego rynku to USA, gdzie książki i filmy
obojęzyczne są przegrane na starcie i odbierane tylko w niszach.
(..)
Post by Jan Rudziński
Ale autor obcojęzyczny ma podwójny garb - debiutant i jeszcze obcy.
Z filmami jest inna sprawa (dubing albo napisy), ale ksiazki - po dobrym
tlumaczeniu - sa praktycznie bez roznicy. Po nazwisku pisarza trudno
zgadnac z jakiego kraju pochodzili jego przodkowie czy kiedy on sam nie
jest imigrantem...patrzac chocby na liste nagrod Hugo
(http://en.wikipedia.org/wiki/Hugo_Award_for_Best_Novel) widze sporo
nieanglosaskich nazwisk (Miéville, Wolfe, Pournelle, Zelazny, Le Guin...).
--
Prokonsul Piotrus aka Piotr Konieczny

"Words are, of course, the most powerful drug used by mankind."
- Rudyard Kipling
Beth Winter
2005-03-06 21:22:34 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
Post by Jan Rudziński
Zgoda. Ale największy segment tego rynku to USA, gdzie książki i filmy
obojęzyczne są przegrane na starcie i odbierane tylko w niszach.
(..)
Post by Jan Rudziński
Ale autor obcojęzyczny ma podwójny garb - debiutant i jeszcze obcy.
Z filmami jest inna sprawa (dubing albo napisy), ale ksiazki - po dobrym
tlumaczeniu - sa praktycznie bez roznicy. Po nazwisku pisarza trudno
zgadnac z jakiego kraju pochodzili jego przodkowie czy kiedy on sam nie
jest imigrantem...patrzac chocby na liste nagrod Hugo
(http://en.wikipedia.org/wiki/Hugo_Award_for_Best_Novel) widze sporo
nieanglosaskich nazwisk (Miéville, Wolfe, Pournelle, Zelazny, Le Guin...).
Tyle ze oni wszyscy pisali od razu po angielsku. A problem jest jeszcze
taki, ze na angielski wcale nie jest tak latwo przetlumaczyc - w droge
wchodzi gramatyka, uwarunkowania kulturowe (my wiemy, kto to Britney,
oni Ich Troje nie zajarza), bogatsze slownictwo i inne rzeczy. Wydawcy
anglojezyczni maja tony rekopisow i tak, nie potrzebuja jeszcze
mechanicznie przetlumaczonych. Polecam zajrzec na blog Teresy
Nielsen-Hayden chociazby.

(Dlatego ja pisze od razu po angielsku. Musze wreszcie skonczyc cos
oryginalnego i gdzies wyslac...)
--
Beth Winter
The Discworld Compendium <http://www.extenuation.net/disc/>
"To absent friends, lost loves, old gods and the season of mists."
-- Neil Gaiman
Piotr Konieczny
2005-03-06 23:53:16 UTC
Permalink
Post by Beth Winter
Tyle ze oni wszyscy pisali od razu po angielsku. A problem jest jeszcze
taki, ze na angielski wcale nie jest tak latwo przetlumaczyc - w droge
wchodzi gramatyka, uwarunkowania kulturowe (my wiemy, kto to Britney,
oni Ich Troje nie zajarza), bogatsze slownictwo i inne rzeczy. Wydawcy
anglojezyczni maja tony rekopisow i tak, nie potrzebuja jeszcze
mechanicznie przetlumaczonych. Polecam zajrzec na blog Teresy
Nielsen-Hayden chociazby.
Link...?
--
Prokonsul Piotrus aka Piotr Konieczny

"Words are, of course, the most powerful drug used by mankind."
- Rudyard Kipling
Beth Winter
2005-03-07 00:03:13 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
Post by Beth Winter
Tyle ze oni wszyscy pisali od razu po angielsku. A problem jest jeszcze
taki, ze na angielski wcale nie jest tak latwo przetlumaczyc - w droge
wchodzi gramatyka, uwarunkowania kulturowe (my wiemy, kto to Britney,
oni Ich Troje nie zajarza), bogatsze slownictwo i inne rzeczy. Wydawcy
anglojezyczni maja tony rekopisow i tak, nie potrzebuja jeszcze
mechanicznie przetlumaczonych. Polecam zajrzec na blog Teresy
Nielsen-Hayden chociazby.
Link...?
Googla nie ma? <http://nielsenhayden.com/makinglight/>, pierwszy
rezultat na "Teresa Nielsen-Hayden". W ramach pomocy dla opornych,
puscilam tez searcha na publishing, i wyciagnelam pare ciekawych postow
(przeczytaj tez komentarze):

http://nielsenhayden.com/makinglight/archives/004307.html

http://nielsenhayden.com/makinglight/archives/004641.html

http://nielsenhayden.com/makinglight/archives/005212.html

http://nielsenhayden.com/makinglight/archives/005540.html

http://nielsenhayden.com/makinglight/archives/006006.html
--
Beth Winter
The Discworld Compendium <http://www.extenuation.net/disc/>
"To absent friends, lost loves, old gods and the season of mists."
-- Neil Gaiman
Wojciech Orlinski
2005-03-07 09:36:48 UTC
Permalink
Post by Beth Winter
Post by Piotr Konieczny
Post by Beth Winter
Tyle ze oni wszyscy pisali od razu po angielsku. A problem jest
jeszcze taki, ze na angielski wcale nie jest tak latwo
przetlumaczyc - w droge wchodzi gramatyka, uwarunkowania kulturowe (
my wiemy, kto to Britney, oni Ich Troje nie zajarza), bogatsze
slownictwo i inne rzeczy. Wydawcy anglojezyczni maja tony rekopisow
i tak, nie potrzebuja jeszcze mechanicznie przetlumaczonych.
Polecam zajrzec na blog Teresy Nielsen-Hayden chociazby.
Link...?
Googla nie ma?
Tak by dzisiaj twierdził Feuerbach :-)
--
"Z ludzkich wnętrzności lepiej potrafię czytać niż z książek"
Piotr Konieczny
2005-03-07 10:48:34 UTC
Permalink
Post by Beth Winter
Googla nie ma?
Przepraszam, moze tylko ja mam taki naiwny zwyczaj, ze jak w poscie
odsylam kogos na strone, daje mu od razu linka do niej.
--
Prokonsul Piotrus aka Piotr Konieczny

"Words are, of course, the most powerful drug used by mankind."
- Rudyard Kipling
Jan Rudziński
2005-03-06 21:25:19 UTC
Permalink
Cześć wszystkim
Post by Piotr Konieczny
Post by Jan Rudziński
Zgoda. Ale największy segment tego rynku to USA, gdzie książki i filmy
obojęzyczne są przegrane na starcie i odbierane tylko w niszach.
(..)
Post by Jan Rudziński
Ale autor obcojęzyczny ma podwójny garb - debiutant i jeszcze obcy.
Z filmami jest inna sprawa (dubing albo napisy), ale ksiazki - po dobrym
tlumaczeniu - sa praktycznie bez roznicy.
No to inaczej - wydawca ma selekcjonera, który czyta manuskrypty i
wyławia bestsellery.
O wiele łatwiej o selekcjonerów angielskojęzycznych. Regularne
przeglądanie literatury obcej wymagałoby na dobrą sprawę zatrudnienia
osobnej osoby na każdy język, a może nawet na każdą parę język/branża.
Komu by się chciało, skoro strumień rękopisów po angielsku jest
dostatecznie silny.
--
Pozdrowienia
Janek http://www.astercity.net/~janekr
Niech mnie diabli porwą!
Niech diabli porwą? To się da zrobić...
Spike
2005-03-06 21:36:02 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
* koszty tlumaczenia - jesli oplaca sie tlumaczyc na j.polski, tym
bardziej oplaca sie tlumaczyc na j.angielski, gdzie efekty skali
(wiekszy rynek zbytu) jeszcze bardziej zmarginalizuja koszty wadania ksiazki
Ekhm... Pamiętaj, że angielski to jeden z najpopularniejszych języków na
świecie i posługuje się nim - lepiej lub gorzej - całe mnóstwo osób w
najróżniejszych krajach. Dlatego też znalezienie tłumacza _z angielskiego_
zazwyczaj nie nastręcza specjalnych problemów, natomiast znalezienie
tłumacza _na angielski_ bywa nietrywialne[1] - szczególnie w przypadku tak
mało popularnych języków jak polski.


[1] Przypominam, że tłumaczyć _na_ jakiś język powinna osoba, dla której
ten język jest pierwszy i ojczysty. Ergo: Polak może przekładać z
angielskiego na polski, ale nie odwrotnie, z kolei do przekładu z
polskiego na angielski trzeba Anglika/Amerykanina/whatever.
--
Dobry administrator wiesza się razem z systemem.
Grzegorz Szczepanik
2005-03-06 22:03:47 UTC
Permalink
Post by Spike
Post by Piotr Konieczny
* koszty tlumaczenia - jesli oplaca sie tlumaczyc na
j.polski, tym bardziej oplaca sie tlumaczyc na
j.angielski, gdzie efekty skali (wiekszy rynek zbytu)
jeszcze bardziej zmarginalizuja koszty wadania ksiazki
Ekhm... Pamiętaj, że angielski to jeden z
najpopularniejszych języków na świecie i posługuje się
nim - lepiej lub gorzej - całe mnóstwo osób w
najróżniejszych krajach. Dlatego też znalezienie tłumacza
_z angielskiego_ zazwyczaj nie nastręcza specjalnych
problemów, natomiast znalezienie tłumacza _na angielski_
bywa nietrywialne[1] - szczególnie w przypadku tak mało
popularnych języków jak polski.
[1] Przypominam, że tłumaczyć _na_ jakiś język powinna
osoba, dla której ten język jest pierwszy i ojczysty.
Ergo: Polak może przekładać z angielskiego na polski, ale
nie odwrotnie, z kolei do przekładu z polskiego na
angielski trzeba Anglika/Amerykanina/whatever.
I nawet na najlepszym przekładzie prawie zawsze jakość
tekstu literackiego się obniża*. A na rynku anglojęzycznym
jest ogromna konkurencja.

A po drugie: spora część literatury jest mocno osadzona w
lokalnym kontekscie (np Sapkowski), trudno to przełożyć. Ten
sam mechanizm działa przy przekładach w drugą stronę - ale
kultura anglojęzyczna jest jednak powszechnie zrozumiała.

* Uważam że polski przekład "Mechanicznej pomarańczy"
(wersja R) jest lepszy od oryginału :-)


Pozdrawiam
Grzegorz Szczepanik
Spike
2005-03-07 01:14:21 UTC
Permalink
I nawet na najlepszym przekładzie prawie zawsze jakość tekstu
literackiego się obniża*.
Traduttore, tradittore ;-)
A po drugie: spora część literatury jest mocno osadzona w lokalnym
kontekscie (np Sapkowski), trudno to przełożyć. Ten sam mechanizm
działa przy przekładach w drugą stronę - ale kultura anglojęzyczna jest
jednak powszechnie zrozumiała.
Otóż to. Pół biedy, jeśli mamy do czynienia np. z "Innymi pieśniami", bo
Arystoteles, greka itd. znane są dość powszechnie w różnych krajach.
Jednak przy takim Sapkowskim już jest dużo gorzej, bo co chwilę tłumacz
będzie się potykał o nawiązania do polskiej/słowiańskiej historii, kultury
czy literatury - albo będzie musiał strasznie się nakombinować, albo co
drugą stronę dawać jakieś przypisy.
* Uważam że polski przekład "Mechanicznej pomarańczy" (wersja R) jest
lepszy od oryginału :-)
Wprawdzie przypadku "Mechanicznej pomarańczy" nie podejmuję się oceniać
(oryginał raz w życiu przekartkowałem, znam głównie przekład), ale z tym
akurat tłumaczem mam ten sam problem, co z Łysiakiem - nie umiem oddzielić
dzieła od jego twórcy. Różnymi wypowiedziami drażnił mnie już od dawna,
ale ostatnio naczytałem się jego felietonów publikowanych w "Literaturze
na świecie" i ręce mi opadły całkowicie - drugiego tak zadufanego w sobie
człowieka można ze świecą szukać. Coś koszmarnego po prostu.
--
Dobry administrator wiesza się razem z systemem.
Grzegorz Staniak
2005-03-07 09:37:35 UTC
Permalink
... W dole szumi rzeka, w górze fruwa ptak
Post by Spike
Wprawdzie przypadku "Mechanicznej pomarańczy" nie podejmuję się oceniać
(oryginał raz w życiu przekartkowałem, znam głównie przekład), ale z tym
akurat tłumaczem mam ten sam problem, co z Łysiakiem - nie umiem oddzielić
dzieła od jego twórcy. Różnymi wypowiedziami drażnił mnie już od dawna,
ale ostatnio naczytałem się jego felietonów publikowanych w "Literaturze
na świecie" i ręce mi opadły całkowicie - drugiego tak zadufanego w sobie
człowieka można ze świecą szukać. Coś koszmarnego po prostu.
Dobrze mówi, dać mu ulubionego alkoholu. Wypowiada się przy tym zupełnie bez
sensu o rzeczach o których ma blade pojęcie (vide jęki o upadku polszczyzny
w posłowiu do "MP"), a swoje zdanie prezentuje jak co najmniej papież
przekładów (vide sekowanie Adamczykowej za "Fredzię" tamże).
--
Grzegorz Staniak <gstaniak _at_ wp [dot] pl>
Spike
2005-03-07 21:16:05 UTC
Permalink
Post by Grzegorz Staniak
Post by Spike
Wprawdzie przypadku "Mechanicznej pomarańczy" nie podejmuję się
oceniać (oryginał raz w życiu przekartkowałem, znam głównie
przekład), ale z tym akurat tłumaczem mam ten sam problem, co z
Łysiakiem - nie umiem oddzielić dzieła od jego twórcy. Różnymi
wypowiedziami drażnił mnie już od dawna, ale ostatnio naczytałem się
jego felietonów publikowanych w "Literaturze na świecie" i ręce mi
opadły całkowicie - drugiego tak zadufanego w sobie człowieka można
ze świecą szukać. Coś koszmarnego po prostu.
Dobrze mówi, dać mu ulubionego alkoholu. Wypowiada się przy tym
zupełnie bez sensu o rzeczach o których ma blade pojęcie (vide jęki o
upadku polszczyzny w posłowiu do "MP"), a swoje zdanie prezentuje jak
co najmniej papież przekładów (vide sekowanie Adamczykowej za "Fredzię"
tamże).
Primo: powyższe napisałeś tak, że sam nie wiem, co o tym myśleć :-)
Zakładam, że pierwsze zdanie odnosi się do mnie, a drugie do tłumacza?

Secundo: on sekował przynajmniej połowę tłumaczy literatury w tym kraju,
nie tylko Adamczykową (BTW: przekład Ireny Tuwim też skrytykował) -
wymądrzał się na temat różnych przekładów z angielskiego, niemieckiego,
francuskiego, czeskiego, chińskiego, malajskiego, szwedzkiego,
islandzkiego i pewnie jeszcze tuzina innych, których nie pamiętam.
Oczywiście jedynie słusznymi poglądami są jego własne poglądy, a kto się z
nim nie zgadza, ten jest ignorant, dyletant i półanalfabeta.
--
Dobry administrator wiesza się razem z systemem.
Grzegorz Staniak
2005-03-09 12:54:45 UTC
Permalink
... W dole szumi rzeka, w górze fruwa ptak
Post by Spike
Post by Grzegorz Staniak
Post by Spike
Wprawdzie przypadku "Mechanicznej pomarańczy" nie podejmuję się
oceniać (oryginał raz w życiu przekartkowałem, znam głównie
przekład), ale z tym akurat tłumaczem mam ten sam problem, co z
Łysiakiem - nie umiem oddzielić dzieła od jego twórcy. Różnymi
wypowiedziami drażnił mnie już od dawna, ale ostatnio naczytałem się
jego felietonów publikowanych w "Literaturze na świecie" i ręce mi
opadły całkowicie - drugiego tak zadufanego w sobie człowieka można
ze świecą szukać. Coś koszmarnego po prostu.
Dobrze mówi, dać mu ulubionego alkoholu. Wypowiada się przy tym
zupełnie bez sensu o rzeczach o których ma blade pojęcie (vide jęki o
upadku polszczyzny w posłowiu do "MP"), a swoje zdanie prezentuje jak
co najmniej papież przekładów (vide sekowanie Adamczykowej za "Fredzię"
tamże).
Primo: powyższe napisałeś tak, że sam nie wiem, co o tym myśleć :-)
Zakładam, że pierwsze zdanie odnosi się do mnie, a drugie do tłumacza?
Ano. Spieszyłem się, sorry.
Post by Spike
Secundo: on sekował przynajmniej połowę tłumaczy literatury w tym kraju,
nie tylko Adamczykową (BTW: przekład Ireny Tuwim też skrytykował) -
wymądrzał się na temat różnych przekładów z angielskiego, niemieckiego,
francuskiego, czeskiego, chińskiego, malajskiego, szwedzkiego,
islandzkiego i pewnie jeszcze tuzina innych, których nie pamiętam.
Oczywiście jedynie słusznymi poglądami są jego własne poglądy, a kto się
z nim nie zgadza, ten jest ignorant, dyletant i półanalfabeta.
Na szczęście poza rzeczonym posłowiem do MP nie miałem z jego wynurzeniami
wiele wspólnego, więcej z samymi przekładami.
--
Grzegorz Staniak <gstaniak _at_ wp [dot] pl>
Piotr Konieczny
2005-03-07 13:57:35 UTC
Permalink
Post by Grzegorz Szczepanik
I nawet na najlepszym przekładzie prawie zawsze jakość
tekstu literackiego się obniża*. A na rynku anglojęzycznym
jest ogromna konkurencja.
Aczkolwiek wole czytac w orginale, to przy dobrym tlumaczu roznica jest
praktycznie niespotrzegalna. Fakt, takiw PWC to nie ma wielu, ale nawet
lekkie obnizenie poziomu Dukaja czy Sapka i tak stawia ich dalej w gorze
rankingu. IMHO.
Post by Grzegorz Szczepanik
A po drugie: spora część literatury jest mocno osadzona w
lokalnym kontekscie (np Sapkowski), trudno to przełożyć. Ten
sam mechanizm działa przy przekładach w drugą stronę - ale
kultura anglojęzyczna jest jednak powszechnie zrozumiała.
Lokalizacja fantasy nie jest problemem. Do fantasy przeciez nie tylko
wykorzystuje sie mity anglosaskie, ale rozni pisarze uzywaja legend
nordyckich (de Camp bodajze...), afrykanskich (Resnick chocby, sf co
prawda, ale zawsze przyklad), i inne, w dodatku mieszaja je i tworza
wlasne najdziwniejsze stwory i legendy (Czarna Kompania, Gra o Tron...).
To, ze docelowa publicznosc nie zna np. 'smaczków słowianskich'
Sapkowskiego - typu kikimora czy człon wiedzmin (tak przy okazji, to
jednak tlumaczenie hexer uwazam z tego powodu za gorsze od witcher) -
nie powinno znaczaco wplynac na popularnosc wydania dobrej ksiazki,
ktora z kolei bedzie na plus miala fakt, ze takie slowianskie fantasy to
nowosc na rynku. Docelowy czytelnik *nie* musi znac kultury swiata
tworzonego przez pisarza - kto z nas zna 'kulture' wiekszosci dziel
Dukaja chocby?

Dobry tlumacz z kolie, wzorem PWC, odpowiednio przetlumaczy kulturowe
odniesienia (typu Ich Troje) na zrozumiale dla czytelnika docelowego.
--
Prokonsul Piotrus aka Piotr Konieczny

"Words are, of course, the most powerful drug used by mankind."
- Rudyard Kipling
Andrzej Jarzabek
2005-03-07 14:49:48 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
Lokalizacja fantasy nie jest problemem. Do fantasy przeciez nie tylko
wykorzystuje sie mity anglosaskie, ale rozni pisarze uzywaja legend
nordyckich (de Camp bodajze...),
Tolkien. :)
Post by Piotr Konieczny
To, ze docelowa publicznosc nie zna np. 'smaczków słowianskich'
Sapkowskiego - typu kikimora czy człon wiedzmin (tak przy okazji, to
jednak tlumaczenie hexer uwazam z tego powodu za gorsze od witcher) -
Najlepszy byłby vyejmean. No dobra, ewentualnie vyedhmin.

septi
--
"W tej gęstej, utrudniającej oddychanie mgle o słodkawym zapachu, roznosi
się przeciągle ochrypły oddech sowy [...] Teraz słyszycie przerażający
śmiech: Ajahaaahaaajaaahaa, czuć coraz bardziej podły zapach zepsutego,
nie solonego mięsa." -- Zły Cień: Kruki Urojenia
Spike
2005-03-07 21:16:15 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
Post by Grzegorz Szczepanik
A po drugie: spora część literatury jest mocno osadzona w
lokalnym kontekscie (np Sapkowski), trudno to przełożyć. Ten
sam mechanizm działa przy przekładach w drugą stronę - ale
kultura anglojęzyczna jest jednak powszechnie zrozumiała.
Lokalizacja fantasy nie jest problemem.
Weź przestań, bo zaraz zajadów dostanę. Kwestia trudności/łatwości
przekładu jest ortogonalna do podziałów gatunkowych - może się zdarzyć
łatwa w przekładzie fantasy i trudna sf, a może równie dobrze na odwrót.
Wszystko zależy od konkretnego autora.
Post by Piotr Konieczny
To, ze docelowa publicznosc nie zna np. 'smaczków słowianskich'
Sapkowskiego - typu kikimora czy człon wiedzmin (tak przy okazji, to
jednak tlumaczenie hexer uwazam z tego powodu za gorsze od witcher) -
nie powinno znaczaco wplynac na popularnosc wydania dobrej ksiazki,
Gorzej, jeśli smaczków - słowiańskich i nie tylko - nie zna również
tłumacz... W Niemczech AS został zarżnięty głównie dzięki kiepskiemu
przekładowi: wydano dwa tomy opowiadań i na tym stanęło, a Sapkowski się
potem skarżył, że niemiecki tłumacz nie rozpoznaje nawet odniesień do
niemieckiej literatury (nie połapał się np. w dowcipie o elfach i
wozakach, który jest przecież trawestacją z "Czarnego obelisku"
Remarque'a), a co dopiero do polskiej. W Rosji też bywało różnie: niby
bracia Słowianie, ale np. z tekstu o gettach ławkowych dla nieludzi w
tłumaczeniu wyszedł jakiś potworek (bodajże "miejsca handlowe", bo "ławka"
to po rosyjsku sklep or sth).

Jak widać, mnóstwo dowcipów i smaczków ginie już na poziomie przekładu.
Jeśli do tego dodać drugie tyle, których zapewne nie zrozumie zagraniczny
czytelnik, okaże się, że z klimatu prozy Sapkowskiego zostanie nam niezbyt
wiele.
Post by Piotr Konieczny
Dobry tlumacz z kolie, wzorem PWC, odpowiednio przetlumaczy kulturowe
odniesienia (typu Ich Troje) na zrozumiale dla czytelnika docelowego.
Owszem, _dobry_ tłumacz - jednak szansa, że książka trafi właśnie do
takowego, wcale nie jest zbyt duża. Aha, z dotychczasowych tłumaczeń prozy
Sapkowskiego na języki obce podobno najlepiej wypadł przekład czeski, a
najgorzej niemiecki - zauważ, że Czesi są nam o wiele bliżsi językowo i
kulturowo niż Niemcy.

Wyobraź sobie, że dostajesz do przełożenia Sapkowskiego na angielski. Gdy
trafiasz na cytat z "Casablanki" czy z "Makbeta", to nie ma problemu, ale
gdy trafiasz na Jaskrowe "Daj, ać ja pobruszę, a ty skocz do piwnicy po
piwo", zaczynają się schody - wypadałoby poszukać angielskiego
odpowiednika Księgi Henrykowskiej i coś kombinować na tej podstawie, a to
już jest niełatwe. A gdy dojdziesz do cytatów/parafraz z Mickiewicza,
Sienkiewicza czy Słowackiego? Owszem, to wszystko zapewne można jakoś
sensownie przełożyć, ale pod warunkiem, że zabierze się do tego naprawdę
dobry tłumacz, a takich (tzn. PL->ENG) nie ma zbyt wielu.
--
Dobry administrator wiesza się razem z systemem.
Piotr Konieczny
2005-03-07 13:47:10 UTC
Permalink
Post by Spike
Ekhm... Pamiętaj, że angielski to jeden z najpopularniejszych języków na
świecie i posługuje się nim - lepiej lub gorzej - całe mnóstwo osób w
najróżniejszych krajach. Dlatego też znalezienie tłumacza _z angielskiego_
zazwyczaj nie nastręcza specjalnych problemów, natomiast znalezienie
tłumacza _na angielski_ bywa nietrywialne[1] - szczególnie w przypadku tak
mało popularnych języków jak polski.
[1] Przypominam, że tłumaczyć _na_ jakiś język powinna osoba, dla której
ten język jest pierwszy i ojczysty. Ergo: Polak może przekładać z
angielskiego na polski, ale nie odwrotnie, z kolei do przekładu z
polskiego na angielski trzeba Anglika/Amerykanina/whatever.
Problem, jasne, ale smiem watpic zeby w tych ~400 anglospikerach z
rozwinetego swiata nie znalazlo sie choc kilku odpowiednich tlumaczy.
--
Prokonsul Piotrus aka Piotr Konieczny

"Words are, of course, the most powerful drug used by mankind."
- Rudyard Kipling
Andrzej Jarzabek
2005-03-07 15:21:58 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
Problem, jasne, ale smiem watpic zeby w tych ~400 anglospikerach z
rozwinetego swiata nie znalazlo sie choc kilku odpowiednich tlumaczy.
Kilku przecież jest i trochę książek się wydaje - z polskiego choćby
Lem, Sienkiewicz, Herbert, Miłosz, Szyborska, Herling-Grudziński,
Mrożek, Gombrowicz, Konwicki, Tokarczuk, Borowski, Jan Potocki,
Krasicki, Mickiewicz, Grabiński, Witkacy, Prus, Różewicz, Nałkowska,
Żeromski i kto tam jeszcze.

Mało, owszem, bo i mało tłumaczy wśród anglospikerów (między innymi
dlatego).

septi
--
"W tej gęstej, utrudniającej oddychanie mgle o słodkawym zapachu, roznosi
się przeciągle ochrypły oddech sowy [...] Teraz słyszycie przerażający
śmiech: Ajahaaahaaajaaahaa, czuć coraz bardziej podły zapach zepsutego,
nie solonego mięsa." -- Zły Cień: Kruki Urojenia
REMOV
2005-03-06 22:31:03 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
* Sapkowskiego przeltumaczono na rosyjski, francuski, niemiecki,
hiszpanski, czeski, litewski i slowacki...ale nie na angielski
Owszem, przetlumaczono. W roku 2000 ukazala sie w jezyku angielskim
antologia "Chosen by Fate: Zajdel Award Winners." (ISBN 8370541429), wydana
przez wydawnictwo SuperNowa, znalazl sie tam równiez tekst Sapkowskiego.

REMOV
Spike
2005-03-07 01:15:39 UTC
Permalink
Post by REMOV
Post by Piotr Konieczny
* Sapkowskiego przeltumaczono na rosyjski, francuski, niemiecki,
hiszpanski, czeski, litewski i slowacki...ale nie na angielski
Owszem, przetlumaczono. W roku 2000 ukazala sie w jezyku angielskim
antologia "Chosen by Fate: Zajdel Award Winners." (ISBN 8370541429),
wydana przez wydawnictwo SuperNowa, znalazl sie tam równiez tekst
Sapkowskiego.
Ale AFAIR tę antologię przygotowywali _polscy_ tłumacze? Jeśli tak, to
moim zdaniem nie jest to najszczęśliwszy pomysł.
--
Dobry administrator wiesza się razem z systemem.
Mikolaj Machowski
2005-03-06 23:16:55 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
Fakt 1. Rynek angielskojezyczny jest najwiekszym rynkiem zbytu.
Jest równocześnie największym rynkiem podaży czyniąc import z innych
języków mało opłacalnym.

m.
--
The world really isn't any worse.
It's just that the news coverage is so much better.
Jacek Dukaj
2005-03-07 14:38:35 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
* dlaczego tak niewielu nie-agnielskich autorow jest tlumaczonych na
angielski i tam wydawanych? Z moich obesrwacji wynika, ze to samo
spotyka nie tylko autorow polskich (Lem tu wyjatkiem), ale takze
japonskich, rosyjskich, francuskich, niemickich, hiszpanskich (bede
wdzieczny za kontrprzyklady).
* spisek wydawcow zachodnich - idiotyzm ekonomiczny. W warunkach
konkurencji kapitalistycznej nowy pisarz = nowy produkt = szansa na
wiekszy zysk. A jesli to pisarz sprawdzony na jakims rynky, powinien byc
rozchwytywany przez zachodnie wydawnictwa.
Wydaje mi się, że jest to przede wszystkim kwestia przyzwyczajeń
wszystkich uczestników amerykańskiego rynku książki, począwszy od
czytelników, na wydawcach skończywszy. One się wzajem wspierają (nie
czytają, więc nie wydajemy - nie wydają, więc nie czytamy), toteż trudno
zarzucić im na krótką metę brak logiki. Zmiana czytelniczych
przyzwyczajeń wymaga albo wielkich inwestycji (a po co ryzykować?), albo
zmiany niezależnych trendów, co nie jest łatwe do przewidzenia i
kontroli.

Tak w każdym razie wnioskuję z informacji, które do mnie docierają.
Bezpośrednie moje doświadczenie jest bowiem takie: książka złożona z
przełożonych przez Michaela Kandela opowiadań Sapkowskiego, Huberatha,
Ziemkiewicza, Zimniaka i mojego, od bodaj dwóch lat, mimo wysiłków
agenta, nie może znaleźć amerykańskiego wydawcy. Ponieważ nie wierzę tu
w teorie spiskowe, ani w zbiorową głupotę owych wydawców, muszę przyjąć,
że po prostu wiedzą, że to się nie sprzeda.


JD
Tomasz Radko
2005-03-07 15:53:20 UTC
Permalink
Post by Jacek Dukaj
Post by Piotr Konieczny
* dlaczego tak niewielu nie-agnielskich autorow jest tlumaczonych na
angielski i tam wydawanych? Z moich obesrwacji wynika, ze to samo
spotyka nie tylko autorow polskich (Lem tu wyjatkiem), ale takze
japonskich, rosyjskich, francuskich, niemickich, hiszpanskich (bede
wdzieczny za kontrprzyklady).
* spisek wydawcow zachodnich - idiotyzm ekonomiczny. W warunkach
konkurencji kapitalistycznej nowy pisarz = nowy produkt = szansa na
wiekszy zysk. A jesli to pisarz sprawdzony na jakims rynky, powinien byc
rozchwytywany przez zachodnie wydawnictwa.
Wydaje mi się, że jest to przede wszystkim kwestia przyzwyczajeń
wszystkich uczestników amerykańskiego rynku książki, począwszy od
czytelników, na wydawcach skończywszy. One się wzajem wspierają (nie
czytają, więc nie wydajemy - nie wydają, więc nie czytamy), toteż trudno
zarzucić im na krótką metę brak logiki. Zmiana czytelniczych
przyzwyczajeń wymaga albo wielkich inwestycji (a po co ryzykować?), albo
zmiany niezależnych trendów, co nie jest łatwe do przewidzenia i
kontroli.
Tak w każdym razie wnioskuję z informacji, które do mnie docierają.
Bezpośrednie moje doświadczenie jest bowiem takie: książka złożona z
przełożonych przez Michaela Kandela opowiadań Sapkowskiego, Huberatha,
Ziemkiewicza, Zimniaka i mojego, od bodaj dwóch lat, mimo wysiłków
agenta, nie może znaleźć amerykańskiego wydawcy. Ponieważ nie wierzę tu
w teorie spiskowe, ani w zbiorową głupotę owych wydawców, muszę przyjąć,
że po prostu wiedzą, że to się nie sprzeda.
A może to jest po prostu normalne, że książki nowych autorów są wydawane
niechętnie? Ile pozycji trafia do przeciętnego wydawcy? Jaki procent z tego
wydaje? A w tym przypadku mówisz o antologii opowiadań, w dodatku nieznanych
autorów. Czy w Polsce udałoby się wydać antologię SF pisarzy np. wietnamskich?

pzdr

TRad
Jacek Dukaj
2005-03-07 16:12:44 UTC
Permalink
Post by Tomasz Radko
A może to jest po prostu normalne, że książki nowych autorów są wydawane
niechętnie? Ile pozycji trafia do przeciętnego wydawcy? Jaki procent z tego
wydaje? A w tym przypadku mówisz o antologii opowiadań, w dodatku nieznanych
autorów. Czy w Polsce udałoby się wydać antologię SF pisarzy np. wietnamskich?
Nie sądzę, i dlatego nie dziwię się wydawcom amerykańskim.


JD
Piotr Konieczny
2005-03-07 18:52:04 UTC
Permalink
Post by Jacek Dukaj
Tak w każdym razie wnioskuję z informacji, które do mnie docierają.
Bezpośrednie moje doświadczenie jest bowiem takie: książka złożona z
przełożonych przez Michaela Kandela opowiadań Sapkowskiego, Huberatha,
Ziemkiewicza, Zimniaka i mojego, od bodaj dwóch lat, mimo wysiłków
agenta, nie może znaleźć amerykańskiego wydawcy. Ponieważ nie wierzę tu
w teorie spiskowe, ani w zbiorową głupotę owych wydawców, muszę przyjąć,
że po prostu wiedzą, że to się nie sprzeda.
Baen tez odrzucil? Czesto udzielam sie tam na forum (bar.baen.com),
wielu pisarzy i sam Baen tam bywa, jest odpowiednie podforum
(Publisher's Podium), moge sie ich spytac co o tym sadza, zwlaszcza
gdybym znal wiecej szczegolow nt. tej ksiazki.
--
Prokonsul Piotrus aka Piotr Konieczny

"Words are, of course, the most powerful drug used by mankind."
- Rudyard Kipling
Stanislaus B.
2005-03-09 20:12:23 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
Baen tez odrzucil? Czesto udzielam sie tam na forum (bar.baen.com),
wielu pisarzy i sam Baen tam bywa, jest odpowiednie podforum
(Publisher's Podium), moge sie ich spytac co o tym sadza, zwlaszcza
gdybym znal wiecej szczegolow nt. tej ksiazki.
Nie wiem, ale z tego co widziałem, to oni wydają głównie przygodowe
fantasy i klasyczną, przygodową sf, także sf militarną (Drake, Weber,
Moon, Saberhagen, Stirling, Ringo, Laumer) To dość niszowe
wydawnictwo, Dukaj jako o wiele za dobry wydaje się być całkiem nie
w ich stylu, a więc nie byłby pewnie popularny wśród ich zwykłych
odbiorców.
Andrzej Jarzabek
2005-03-09 20:07:42 UTC
Permalink
Post by Stanislaus B.
Nie wiem, ale z tego co widziałem, to oni wydają głównie przygodowe
fantasy i klasyczną, przygodową sf, także sf militarną (Drake, Weber,
Moon, Saberhagen, Stirling, Ringo, Laumer) To dość niszowe
wydawnictwo, Dukaj jako o wiele za dobry wydaje się być całkiem nie
w ich stylu, a więc nie byłby pewnie popularny wśród ich zwykłych
odbiorców.
Przecież Dukaja tam miał być Ruch Generała, no więc jest i fantasy, i
przygodowe, i militarne, i space opera, i król, i generał - wszystko się
zgadza. :-)

septi
--
"W tej gęstej, utrudniającej oddychanie mgle o słodkawym zapachu, roznosi
się przeciągle ochrypły oddech sowy [...] Teraz słyszycie przerażający
śmiech: Ajahaaahaaajaaahaa, czuć coraz bardziej podły zapach zepsutego,
nie solonego mięsa." -- Zły Cień: Kruki Urojenia
Piotr Konieczny
2005-03-11 16:24:52 UTC
Permalink
Post by Stanislaus B.
Nie wiem, ale z tego co widziałem, to oni wydają głównie przygodowe
fantasy i klasyczną, przygodową sf, także sf militarną (Drake, Weber,
Moon, Saberhagen, Stirling, Ringo, Laumer) To dość niszowe
wydawnictwo, Dukaj jako o wiele za dobry wydaje się być całkiem nie
w ich stylu, a więc nie byłby pewnie popularny wśród ich zwykłych
odbiorców.
Dyskusja, ktora wywolalem na forum Baena:
Books -> Non-English translations paradox
http://bar.baen.com/WB/default.asp?action=9&read=55394&fid=3
--
Prokonsul Piotrus aka Piotr Konieczny

"Words are, of course, the most powerful drug used by mankind."
- Rudyard Kipling
Rafal Kosik
2005-03-07 23:55:00 UTC
Permalink
Post by Piotr Konieczny
Wiadomosc wyslana na pl.rec.fantastyka.sf-f i pl.sci.ekonomiczne.
----
* dlaczego tak niewielu nie-agnielskich autorow jest tlumaczonych na
angielski i tam wydawanych? Z moich obesrwacji wynika, ze to samo
spotyka nie tylko autorow polskich (Lem tu wyjatkiem), ale takze
japonskich, rosyjskich, francuskich, niemickich, hiszpanskich (bede
wdzieczny za kontrprzyklady).
Obecnie kultura światowa jest zdominowana przez anglosasów, oraz tych,
którzy piszą na "anglosaski" sposób. Nic nie zwiastuje zmian, bo nie
bardzo są alternatywy. Przyzwyczailiśmy się do tej uniwersalnej kultury
i traktujemy ją podświadomie jako coś naturalnego, znajomego. Umberto
Eco, Coelho? Ich książki też wpisują się w ogólnoświatowy trend
uni-kultury. Jest na pewno wielu innych dobrych pisarzy hiszpańskich,
czy francuskich, ale po przetłumaczeniu ich na polski okazałoby się, że
nikt tego nie chce czytać, bo jest to zbyt obce w formie i treści.
Druga sprawa - rynek anglojęzyczny jest największy, a to oznacza, że
sukces na tym rynku wymaga największych inwestycji na promocję. Przecież
nawet najlepsza książka zginie marnie bez megakasy na promocję.
A tak na marginesie: statystyczny Polak kupuje kilka razy mniej książek
od statystycznego Czecha.

pozdrawiam, Rafał Kosik
--
mailto:***@rafalkosik.com
http://rafalkosik.com
jenny
2005-03-11 19:54:36 UTC
Permalink
Wydaje mi sie, ze brak tlumaczy nie jest tu najwazniejszy. Dla wydawcy (w
przeciwienstwie do fanow) ksiazka jest przede wszystkim produktem, ktory trzeba
sprzedac. Moja Babcia robi super winko, kazdy francuski wyrob to przy nim
sikacz zwykly, a mimo to nie sadze, zeby babuni udalo sie opanowac francuski
rynek. Wiem, ze upraszczam, ale chodzi mi o przedstawienie toku rozumowania, a
jako wiloletni belfer ma sklonnosci (niezdrowe) do wypowiadania sie w sposb
lopatologiczny.
Niestety, zycie jest brutalne - ksiazka ma sie sprzedac w duzym nakladzie. A
nastawienie na masowego odbiorce to:
- stawianie na pewniakow (Smith sprzedal sie dobrze poprzednio, to i teraz sie
sprzeda)
- unikanie zagrozen (Bog raczy wiedziec, czy wytwor jakiegos goscia ze wschodu
sie sprzeda)
- rownanie do sredniej populacji (moze ktos chcialby poczytac cos innego, ale
ilu takich wariatow jest)
Nie mozna tez pominac faktu, ze ksiazka obcojezyczna ma trudniejsza droge-ktos
ja musi przede wszystkim zauwazyc, zaryzykowac wypromowanie, itd....

Pozdrawiam
jenny
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Piotr Konieczny
2005-03-13 15:22:37 UTC
Permalink
Post by jenny
Niestety, zycie jest brutalne - ksiazka ma sie sprzedac w duzym nakladzie. A
(ciach)

Pewnie masz/macie racje :/

Wnisek z ekstrapolacja czasowa: czlowiek musi znac angielski. Innych
jezykow warto sie uczyc by czytac literature w orginale.

A tak z innej beczki: ile szacunkowo kosztuje tlumaczenie 100 stron
tekstu literackiego?
--
Prokonsul Piotrus aka Piotr Konieczny

"Words are, of course, the most powerful drug used by mankind."
- Rudyard Kipling
Agnieszka
2005-03-13 19:52:26 UTC
Permalink
Ten wpis może być nieodpowiedni. Kliknij, aby go wyświetlić.
Kontynuuj czytanie narkive:
Loading...